Alta, zorza polarna i urodziny w Norwegii

Miasto Alta – stolica gminy w północnej Norwegii, w prowincji Finnmark. Położone nad brzegiem Altafjord, u ujścia rzeki Altaelva. Współrzędne geograficzne 69°58′N 23°18′E, leży więc powyżej koła podbiegunowego północnego. Słońce nie zachodzi tu między 16 maja a 26 lipca oraz nie wschodzi między 24 listopada a 18 stycznia. W czasie nocy polarnej można obserwować na niebie zorzę polarną.
– Cześć, co robisz w lutym?
– Yyy… Dokładnie kiedy?
– Pamiętasz, chciałam zobaczyć zorzę na swoje okrągłe urodziny. Znalazłam tanie bilety do Alty. Tam będzie zorza?
– Oczywiście, że pamiętam. Tak, kiedy?
– 10-14 luty
– Ok. 9-tego wracam z Islandii. Lecimy.

I tak oto młode, niczego sobie kobitki znalazły się w północnej Norwegii, by świętować okrągłe urodziny i móc zobaczyć zorzę polarną.

Wylot z Modlina do Gdańska, następnie Gdańsk – Oslo. Wszystko szło jak po maśle. Do czasu…
W Oslo czekał nas nocleg w hostelu przy lotniku, w którym nocowałam w zeszłym roku lecąc na Spitsbergen. Znajome miejsce, rezerwacja zrobiona, cóż by mogło się wydarzyć? Hostel powitał nas kartką na drzwiach w języku norweskim, coś tam, coś tam „KONKURS”. Wszystko otwarte, nikogo nie ma na recepcji. Zabunkrowałyśmy się w kuchni. Może skoki oglądają… Po dłuższej chwili zastanawiania się, że chyba coś jest nie tak, pojawił się przemiły pan, który wytłumaczył nam, że „KONKURS” w języku norweskim dosłownie znaczy UPADŁOŚĆ 🙂 Szczęki miałyśmy na ziemi… Ale jak to? Dlaczego? Mamy rezerwację. Co teraz???

Cóż, zdarzają się gorsze sytuacje… ale tu w Norwegii? Po wielu rozmowach z „mieszkańcami” hostelu oraz panem pośrednikiem, miałyśmy zapewniony dach nad głową w owym hostelu na jedną noc. Znalazłyśmy otwarty pokój, czystą pościel, kawę, herbatę, wszytko czego można tylko potrzebować. Grzejniki, prąd i ciepła woda nie zostały wyłączone, brak tylko WiFi. All inclusive self service 🙂

W późnych godzinach wieczornych, kilka osób w podobnej sytuacji, także poszukało sobie wolnych pokoi, a następnie wszyscy siedzieliśmy w kuchni, rozmawiając prawie do rana. Prawie, gdyż my rano miałyśmy lot i musiałyśmy choć chwilę się zdrzemnąć.

  • Dzień 1 – temp. -2°C

Alta – Samo lądowanie, dla niektórych jest zaskoczeniem i sporym przeżyciem. Woda, woda, woda, o! pas startowy, pyk, mocne hamowanie, stop, o! koniec pasa… Lotnisko standardowe 🙂 Z samolotu na płytę, uważając by się nie poślizgnąć i do terminalu.

Miałyśmy zarezerwowany apartament z Airbnb, ok 3,5 km od lotniska. Wybrałyśmy spacer i była to bardzo dobra decyzja. Zaczęło się przejaśniać. Po dotarciu, dosłownie padłyśmy. Kolejna zarwana noc dała już w kość, dla mnie była to już szósta… Wieczorem były bardzo ambitne plany pójścia na miasto, niestety śnieg pokrzyżował plany. Na szczęście wieczorem na dosłownie 40 minut się rozgwieździło, by następnie zacząć śnieżyć tak, że rano nie mogłyśmy otworzyć drzwi od naszego apartamentu.

 

  • Dzień 2 – temp. -5°C

Późne wstanie ok 10:00, kilka prób otworzenia zasypanych drzwi i na miasto. 15 minut spacerkiem do centrum wśród korytarzy śnieżnych.

Alta jest malutkim miastem. 1/10 Tromso jeśli ktoś był. Samo centrum to kilka uliczek, centrum handlowe, ze 3 hotele, informacja turystyczna. Przez 30 minut można wszystko obejść. Cisza, spokój, brak turystów.
W Rema1000 zrobiłyśmy podstawowe zakupy – pieczywo. W informacji zarezerwowałyśmy wycieczkę psimi zaprzęgami 16:30-19:30 następnego dnia.

Wieczorem za zaoszczędzone pieniądze na hostelu, wybrałyśmy się do restauracji (!) w centrum, zasmakować lokalnych dań. Ja wybrałam Grilled Stockfish, psiapsióła ma – filety z renifera. Polecam, warto zaoszczędzić i wydać na to wspaniałe jedzenie w porcji jak dla strong mena.

 

Ten dzień zakończył się spełnieniem urodzinowego marzenia mojej psiapsióły. Niebo się przejaśniło i można było krzyczeć i skakać ze szczęścia. Najpiękniejszy prezent urodzinowy jaki można sobie wyobrazić. Sto lat!!! Sto lat!!!

  • Dzień 3 – temp. -11°C

Narty, narty, narty 🙂 Nie mogłyśmy sobie odmówić. Stok jest jakieś 20km od miasta. Autobus dojeżdża prawie, 1,5 km od stoku. Pod nasz domek podjechała pani pracująca na stoku i zawiozła bezpośrednio. Opłata za transport ciut wyższa w obie strony, ale nie trzeba iść do centrum na autobus a potem z przystanku na stok. Tak samo z odwiezieniem do domu, bezproblemowo, o umówionej godzinie. Narty i wszystko można wypożyczyć na miejscu. 1 wyciąg orczykowy, 4 trasy, widoki niesamowite! Nie raz byłam na nartach w Austrii, we Włoszech, ale nigdy nie jeździłam wśród widoków zapierających dech w piersiach! Śnieg idealny i brak ludziów.

Po powrocie ze stoku szybki obiad – zupka i kanapka i biegiem do centrum. Pod hotelem mamy być o 16:30 – jedziemy na pieski 🙂 Wskakujemy do auta wraz z parą Azjatów. Samochód wiezie nas poza miasto. Jesteśmy. Krótkie szkolenie z obsługi sań, ubranie się w specjalne rzeczy – nas to nie dotyczyło 🙂 Każda para dostała kartki z imionami psów oraz rozmiary uprzęży. Przywitanie się, ubranie piesków, przyczepienie do sań (?). Dodatkowo – wykochanie, wyprzytulanie, wygłaskanie, sama miłość 🙂

Kochane czworonogi wystarczyło tylko ubrać w uprząż a już wiedziały co będzie, cieszyły się niesamowicie. Jedna osoba prowadzi sanie, druga siedzi w nich, w połowie drogi zamiana. My byłyśmy przedostatnim zaprzęgiem, za nami tylko pani „zamykająca” grupę. Dwa razy wpadłyśmy w zaspę i trzeba było wyciągać sanie, co spowodowało, że zostałyśmy same – grupa pojechała dalej bez nas 🙂 Nie ma to jak zgubić się na wycieczce zorganizowanej… Trochę zdezorientowane dałyśmy luz pieskom, które bezbłędnie poprowadziły nas do domu 🙂 Tylko co chwilę odwracałyśmy się czy nadal pani opiekunka jest za nami. Dotarłyśmy pierwsze, grupa kilka minut po nas. Miałyśmy za to czas na dalsze integrowanie się z czworonogami.

Wieczór zakończył się przy ognisku, ciastkach, ciepłej herbacie. Właścicielka hodowli opowiadała o swoich 52-óch psach, psach które wygrywają 6-dniowe wyprawy na ponad 1000 km!!! A ja po 5 minutach na saniach miałam uczucie, że zamęczam te stworzenia…

  • Dzień 4 – temp. -6°C

Powrót do domu… Samolot Alta-Oslo z samego rana. Na lotnisko na szczęście z górki i na nieszczęście wypogadzało się. Tak, całą noc padał śnieg, zachmurzenie 100%… Kocham starty samolotem w północnej Norwegii, tylko tu zdarza mi się od razu po oderwaniu od pasa robić nawrotkę 180°… Ludzie w samolocie wariują 🙂

W Oslo Gardermoen lądujemy, mamy chwilę na kawę i przesiadamy się w pociąg – musimy dojechać do Oslo Torp. Jak wyjazd zaczął się z przygodami, tak samo musi się zakończyć… Dojeżdżamy do centrum Oslo i tu koniec naszej podróży pociągiem. Modernizują tory, przesiadka w autobus. Autobusem do Holmestrand – 1,5 h, trochę w korku – wypadek był tuż przed nami. „Informatorzy” zapewniali, że wszystko pójdzie gładko i spokojnie, że autobus nas dowiezie do kolejnego pociągu, pociąg będzie na nas czekał. Tak też było. Kolejne 30 minut pociągiem, kolejna przesiadka w autobus, uff jesteśmy na lotnisku Oslo Torp… Tylko 4 h czekania na samolot, 1,5h lotu i znów w domu… Szykować się na kolejną wyprawę…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *